Przejdź do głównej zawartości

"Mam sześć lat i chodzę do pierwszej klasy!"

Od września rozpoczęłam pracę w szkolnej świetlicy. Pod opieką mam jedną klasę pierwszą, do której uczęszczają tylko sześciolatki. Zajmuję się tylko i wyłącznie tą jedną klasą i codziennie jesteśmy w osobnej sali (bez dzieci z innych klas). Taki układ pozwala mi przede wszystkim na lepsze poznanie osobowości moich podopiecznych.

Od początku bardzo się polubiliśmy. Ustaliliśmy zasady, które obowiązują podczas naszych "po lekcyjnych spotkań". Moi podopieczni są bardzo inteligentni. Nie mniej cały czas większość z nich pozostaje na poziomie przedszkola. Ciężko im zrozumieć zasady panujące w szkole. Wiedzą, dlaczego np. nie wolno biegać po korytarzu, ale nie są w stanie się do tego dostosować. Ciągła chęć zabawy (niekiedy nawet dziecięcy sposób wysławiania się) świadczy o pewnej niedojrzałości emocjonalnej tych dzieci. U kilku osób zaobserwowałam nieprawidłowy chwyt pióra, a także problem z uporządkowaniem miejsca pracy. Zdarza się, że niektóre dzieci "błąkają się" po sali i proszą o pomoc np. w zastruganiu kredki, wycięciu czegoś, w zamknięciu piórnika, czy spakowaniu rzeczy do plecaka. Kolejny problem dotyczy chodzenia w parach. Tylko nieliczni samodzielnie się ustawiają, większość po prostu rozbiega się po korytarzu, czołga się po ziemi, jedni ciągną drugich. Bardzo dezorganizuje nam to pracę i zabiera cenne minuty, które moglibyśmy spędzić na czymś przyjemnym i kreatywnym. Poza tym w pewnych momentach robi się niebezpiecznie! Problemem jest też wyjście na piętro na stołówkę (skoro nie potrafią iść w zwartej grupie, nie wspominam już o parach), jak również samo w niej przebywanie. Moi podopieczni sami przynoszą sobie obiad i siadają z nim do stołu (chociaż niektórym zdarzy się raz na jakiś czas rozlać trochę kompotu, czy zupy). Jednak, kiedy już zjedzą zaczyna się bieganie i wchodzenie pod stoły. Są osoby, które jedzą sprawnie, ale są też takie, które muszą pogrymasić, podumać nad tym talerzem i kiedy czekamy, aż oni skończą swój posiłek, Ci pierwsi zaczynają już szaleć.
Wiele osób lubi się przytulać, dziewczynki chętnie robią mi warkocze, to jest normalne i bardzo miłe, ale nie zmienia faktu, że moja klasa ma ogromny problem z przystosowaniem się do reguł panujących w szkole. Są już uczniami pierwszej klasy, ale wiele osób emocjonalnie zostało jeszcze w przedszkolu.

Osobiście uważam, że z posłaniem sześciolatka do szkoły trzeba być bardzo ostrożnym. Niektóre dzieci radzą sobie naprawdę całkiem nieźle, ale zdecydowana większość po prostu się męczy. Nasze polskie szkoły nie do końca są przystosowane do przyjęcia maluchów, które jak wiadomo potrzebują, aby wszystko było jeszcze w formie zabawy, na wesoło i w luźnej atmosferze.


Drodzy rodzice, nie posyłajcie dzieci na siłę do pierwszej klasy w wieku sześciu lat.
Niech na spokojnie dojrzeją do obowiązku szkolnego w grupie przedszkolnej.
Rok zleci bardzo szybko, a po jego upływie dzieci będą funkcjonować całkiem inaczej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zapobiegać wadom wymowy?

Tak wielu rodziców zastanawia się, dlaczego ich dzieci borykają się z rozmaitymi problemami komunikacyjnymi i artykulacyjnymi. Często boją się wizyty u logopedy oraz przebiegu samej terapii. Po części to rozumiem. Zajęcia bywają stresujące; niemożność wymówienia wyrazów we właściwy sposób, trudności z ułożeniem artykulatorów i wiele innych mogą powodować frustrację u dzieciaków. Jak zatem działać już od najmłodszych lat, aby do minimum zredukować zagrożenie wystąpienia wad wymowy? 1. Kiedy pojawia się nowy członek rodziny, wszyscy chcą dzieciątko "ojojać", a co za tym idzie, mówią do niego tzw. językiem nianiek/matek. Wiem, że osobiście do swojego maleństwa będę mówić poprawną polszczyzną, dlaczego? Bo zanim dziecko zacznie mówić, to słucha i obserwuje buzię swojego opiekuna. Jeśli są to złe wzorce istnieje ryzyko, że samo nauczy się mówić właśnie tak, jak do niego mówiono. Zatem starajcie się mówić do malucha normalnie, bez deformowania słów, czy specjalnego przekrę

Utrwalanie prawidłowej wymowy w mowie spontanicznej

Często bywa tak, że w gabinecie uda nam się wywołać daną głoskę; w nagłosie, śródgłosie, wygłosie. Pojawiają się nawet prawidłowe realizacje wyrazów, zdań, ale po zajęciach maluch dalej mówi "po swojemu". To wcale nie oznacza, że robimy coś źle, że nie umiemy nauczyć! Spontaniczne realizacje to zawsze najtrudniejszy i najdłuższy element terapii.  Co możemy z tym zrobić? Na pewno robić dalej swoje. Sam fakt, że dana głoska "wskoczyła" to już sukces, ale trzeba wieeeluuu powtórzeń, aby prawidłowy nawyk się utrwalił. To trochę, jak z nauką różnych umiejętności, np. gry na instrumencie. Na początku nie wychodzi nic. Stopniowo uczymy się nut, ich odczytywania, aż w końcu próbujemy wydobyć z danego instrumentu dźwięk. Możemy pominąć naukę nut (w logopedycznym rozumieniu ćwiczenia przygotowujące do prawidłowej realizacji danej głoski), ale nie mamy pewności, czy granie ze słuchu zawsze wystarczy (logopedycznie: możemy nauczyć się prawidłowo realizować daną głoskę

Czy leworęczność to powód do zmartwień?

Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie zaniepokojona koleżanka. Pani w przedszkolu powiedziała jej, że dominacja lewej ręki u dziecka będzie miała straszne skutki w przyszłości i że natychmiast trzeba coś z tym zrobić. Przede wszystkim trzeba zachować spokój, spojrzeć na dziecko wieloaspektowo (pod kątem tego, co już zostało wypracowane, czy w domu są wykonywane jakieś ćwiczenia) i nie straszyć biednych rodziców! Jeśli dziecko wybrało lewą rękę, jako dominującą, trzeba je w tym wspierać, nie można pozwalać na używanie rąk na zmianę lub obydwu jednocześnie. Ważne jest jednak, aby nie przestawiać dziecka z lewej ręki na prawą! Do skutków leworęczności zaliczymy na pewno opóźnienia w sferze manualnej. Ruchy mogą być nieprecyzyjne, nieporadne, dziecko może być niechętne do wykonywania zadań manualnych, problematyczne może się okazać posługiwanie narzędziami (może, ale nie musi!). Podczas nauki pisania często spotykanym problemem jest odwracanie kierunku stawiania znaków. Prawdopodo