Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2018

Samoistny, a niesamoistny opóźniony rozwój mowy

Opóźniony rozwój mowy - niekiedy brzmi to jakoś tak łagodnie. Jedni rodzice będą bardziej wyczuleni i powiedzą "coś nam się nie podoba, nie wiemy co, ale coś nas w tym rozwoju mowy niepokoi" , inni bazując na tym, że "u nas to rodzinne, wszyscy chłopcy zaczynali mówić później" uznają, że maluch ma jeszcze czas i nie ma sensu go stresować.  Zdecydowanie bardziej lubię tych pierwszych! Nie ma czegoś takiego, jak zbyt wczesna interwencja logopedyczna. Im wcześniej, tym lepiej. Mądry logopeda nigdy nie okrzyczy rodzica, że przyszedł z dzieckiem za wcześnie, a wręcz pochwali za czujność. Im wcześniej rozpoczniemy działania terapeutyczne, tym lepiej. Mam jednak ważną uwagę --> JEŚLI NIEPOKOI CIĘ ROZWÓJ MOWY TWOJEJ POCIECHY, UDAJ SIĘ OD RAZU DO LOGOPEDY, NIE DO PEDIATRY!  Lekarz pierwszego kontaktu może zbagatelizować problem i kiedy trafisz do specjalisty od rozwoju mowy później, z dzieckiem, które ma już przykładowo 4 latka terapia może trwać dłużej i wymagać zna

"Mów do mnie mamo!"

1. Chcemy, aby maluchy szybko zaczęły mówić. 2. Chcemy, aby wypowiedzi naszych dzieci były zrozumiałe dla nas i dla otoczenia oraz poprawne pod względem gramatycznym. 3. W końcu chcemy, aby dorastające pociechy chciały mówić, opowiadać i dzielić się swoimi spostrzeżeniami. Co zrobić, aby tak właśnie było? Robić dokładnie to, co chcemy, aby robiły nasze dzieci! 1. Mówić do nich bardzo dużo od najmłodszych lat (opowiadać, co w danym momencie robimy, opisywać rzeczywistość, nazywać konkretne przedmioty oraz tłumaczyć do czego służą itd.). Ktoś może powiedzieć, że takie maluszki przecież nie rozumieją, co się do nich mówi - to nieprawda! Jeśli nasze wypowiedzi są nacechowane emocjonalnie to dziecko jak najbardziej na nie reaguje, początkowo może mniej, ale jeśli będziemy powtarzać pewne czynności regularnie to naprawdę zacznie je kodować. Pamiętajcie, że włączenie bajki "edukacyjnej" to nie sposób. Wystrzegajcie się tego! To niczego nie uczy, więcej pisałam o t

O błędach językowych terapeutów mowy

Czy Wy też spotkaliście się z opinią, że studia humanistyczne są traktowane, jako te "gorsze" od inżynierskich? Najczęściej słyszałam od znajomych:  "tam jest dużo czytania", "chcesz być nauczycielem???", "będziesz mało zarabiać". Mimo wszystko zdecydowałam się na te wszystkie straszne rzeczy i ani przez chwilę nie żałuję, że zostałam nauczycielem-logopedą. Jest jednak jedna rzecz, którą należałoby sprostować i bardzo rygorystycznie jej przestrzegać. UWAŻAM, ŻE UKOŃCZENIE TAKICH STUDIÓW ZOBOWIĄZUJE MNIE DO POSŁUGIWANIA SIĘ POPRAWNĄ POLSZCZYZNĄ W MOWIE I W PIŚMIE! Dbam o to, co mówię i jak mówię. Również pisząc w sieci, jeśli nie jestem czegoś pewna po prostu sprawdzam. I moim zdaniem nie jest to żaden wstyd. Jako polonista nie mogę pozwolić sobie na błąd ortograficzny! Może się zdarzyć, że źle postawię przecinek, albo w ogóle go pominę pisząc notkę, bo goni mnie czas i kolejny obowiązek. Podobnie błędy stylistyczne. Pamiętam, że czytając w

Logopeda terapeutą od wszystkiego

Coraz częściej spotkam się z nagonką na nas logopedów, że zamiast zajmować się tym, czym powinniśmy, tracimy czas i mądrujemy się w kwestiach, które należą do innych specjalistów. Przemyślałam sobie sprawę bardzo dokładnie, przeanalizowałam swoje działania terapeutyczne i nie mogę się z tym zgodzić. Oczywiście mówię za siebie, bo uważam, że każdy w swoim sumieniu powinien się rozliczyć z jakości świadczonej przez siebie pomocy. Zacznijmy od tego, że rozwój mowy jest ściśle związany z rozwojem innych funkcji poznawczych. Dla przykładu: maluch wskazuje na coś, pokazuje palcem, obserwuje ten element rzeczywistości, interesuje się nim. Mama nazywa ten desygnat mówiąc np. "o tam, leci samolot! UUUUUUUU! Popatrz, jak szybko!" . Brzdąc słucha, możliwe, że spojrzy też na buzię mamy, zaciekawiony obserwuje obiekt, a może nawet próbuje powtórzyć na mamą "UUUUUUUU!" , cieszy się. Zobaczcie, ile różnych funkcji tutaj ze sobą współpracuje: percepcja wzrokowa, słuchowa, pam

Włączenie starszego rodzeństwa do terapii młodszego

Jakże często słyszę od rodzica: "Ale on nie chce ze mną pracować...". Chwilami czuję się wobec takiego wyznania bezradna. Staram się pocieszyć i zachęcić do kolejnych prób. Tłumaczę, żeby nie odpuszczać. Nie mniej staram się też po prostu zrozumieć; wysłuchać jakie trudności napotyka rodzina, staram się podsunąć jakieś rozwiązanie. I jednym z nich jest właśnie to, które umieściłam w tytule notki. Bywa, że mam do czynienia z maluchem, który ma starsze rodzeństwo. Jeśli relacja między nimi jest przyjazna, to warto ten fakt wykorzystać, aby powstało coś dobrego. Jedyny warunek to to, że brat lub siostra muszą być na tyle duzi, aby rozumieć powagę sytuacji. Bywa, że mój pacjent ma już prawie dorosłe rodzeństwo i spędzając z nim czas czuje się taki duży i ważny, często podziwia tego starszego brata bądź siostrę. Aż żal tego nie wykorzystać! Ale młodszego starszego też można zaangażować w terapię juniora :-) aby takie ćwiczenia przyniosły pozytywny skutek potrzebny jest j

Zeszyty moich podopiecznych

Uwielbiam dziecięce zeszyty, które tworzymy przez cały czas terapii. Ta różnorodność, niekoniecznie dokładność świadczy o indywidualności każdego z moich pacjentów. Podczas zajęć wykonujemy szereg czynności, które stymulują ogólny rozwój dziecka: wycinamy,  wklejamy, kolorujemy, rysujemy, zaznaczamy, podkreślamy, zapisujemy...  Przyznaję się, że czasami osobiście wycinam elementy przed zajęciami lub podczas spotkania, w tym czasie mój podopieczny wykonuje jakąś inną czynność. Oczywiście chodzi o czas; nie zawsze w pół godziny (bo tyle trwają zajęcia logopedyczne w mojej szkole) jestem w stanie zrealizować wszystko, co sobie zaplanowałam. Nie mniej staram się, aby większość pracy wykonywał uczeń, z ewentualną moją niewielką pomocą. Zeszyt powinien być taki, jaki stworzy sobie dziecko,  nie rodzic, czy terapeuta!  Wtedy maluch znacznie chętniej i częściej będzie do niego zaglądać i powtarzać materiał z zajęć! :-)  Każda głowa pełna pomysłów może pewnego dnia mieć gorszy dzień. Co w

Linearność za wszelką cenę?

Od jakiegoś czasu zastanawiałam się, jak to jest tą sekwencyjnością i linearnością; czy rzeczywiście każda układanka, którą proponujemy dziecku powinna być układana od lewej do prawej? Jak traktować ćwiczenia pamięci sekwencyjnej i symultanicznej? Czy elementy ułożone prawidło, ale niekoniecznie zgodnie z kierunkiem czytania świadczą o prawidłowym wykonaniu zadania, czy jednak nie? Jak większość rzeczy w moim fachu - odpowiedź nie jest jednoznaczna, wszystko od czegoś zależy :-) nie mniej  wiadomo, że każde działanie podczas zajęć powinno mieć wydźwięk i sens terapeutyczny. Co zatem przemawia za układaniem wzorów od lewej do prawej i konsekwentnym pilnowaniem tej kolejności? Przede wszystkim stymulujemy wtedy prawidłowy rozwój lewej półkuli mózgu, która przetwarza informacje w sposób sekwencyjny i analityczny, czyli krok po kroku. Jest to szczególnie ważne w przypadku dzieci przejawiających zaburzenia w porządkowaniu linearnym, np. maluchów dyslektycznych. Wtedy ta kolejność

"Chciałbym coś innego..."

...jestem przekonana, że nie tylko ja raz na jakiś czas słyszę taki tekst od podopiecznego. Zaczynając swoją drogę zawodową wydawało mi się, że będę nieugięta i rzeczywiście każde zaproponowane przeze mnie zadanie będzie musiało zostać wykonane przez dziecko od początku do końca.  Codzienność oraz liczne doświadczenia jak zwykle pokazały, że nie wszystko jest takie proste do wykonania. Oczywiście, dzieci muszą uczyć się konsekwencji ; w domu, w szkole i w moim gabinecie. Jednakże każdy z nas ma prawo mieć gorszy dzień , czuć się kiepsko, być niewyspanym, złym, głodnym itd... Z tego też powodu niekiedy decyduję się na modyfikację lub nawet zamianę jakiegoś zadania na inne. Aby jednak mój podopieczny wiedział, że zaproponowane ćwiczenie jest dla niego ważne i wolałabym, aby mimo wszystko zostało wykonane, zawieramy umowę : nastawiam dziecko na konkret - umawiamy się, że to zadanko, które w danym dniu sobie ominiemy, wykonamy na początku następnych zajęć. Często pokazuję je dzi

Badanie logopedyczne w warunkach szkolnych

Dzisiaj postanowiłam opowiedzieć Wam, jak diagnozuję dzieci w swojej szkole. Wszystko zależy od dwóch czynników: warunków lokalowych oraz czasu, jakim dysponujemy . Początkowo nie miałam swojego gabinetu, co znacznie utrudniało mi wszelkie działania, teraz mam swój pokój i jest o niebo lepiej! Drodzy logopedzi, naprawdę warto o to zawalczyć 😊 Z początkiem roku szkolnego wybieram się na wizytację do klas pierwszych, obserwuję dzieci podczas zajęć dydaktycznych i w świetlicy. Podpytuję pedagogów o konkretne maluchy, ale również pytam, czy sami zdążyli już coś zaobserwować. Ta współpraca z innymi nauczycielami jest niezwykle cenna! Ważna jest każda wskazówka; i chociaż skupiam się głównie na języku, to uwaga dotycząca konfliktowości, czy wycofania dziecka jest dla mnie bardzo istotna. Często proszę nauczycieli o zainicjowanie jakiejś aktywności, w której będę mogła przysłuchać się krótkim wypowiedziom uczniów; najlepiej, jeśli są to miłe wspomnienia i tematy, gdzie nie trzeba będzi

Emocje, emocje...

Zacznę od tego, że ilekroć spotykam dziecko z problemami emocjonalnymi jest mi tak po ludzku smutno. Żal mi tego malucha, który tak bardzo męczy się płaczem i krzykiem. Rozmowy z rodzicami moich podopiecznych jednoznacznie wskazują, że  podstawą do treningu emocji jest po prostu  KONSEKWENCJA . Czas naszych zajęć jest bardzo cenny, ale jeśli eskalacja emocji nastąpi właśnie wtedy nie mam wyboru i muszę okiełznać sytuację.  USTĄPIENIE DZIECKU NIE JEST SPOSOBEM!  Spokojnie tłumaczę swoim podopiecznym co, jak i dlaczego. Czasami siedzimy chwilę w ciszy, żeby mój uczeń mógł się zastanowić, o co tak naprawdę mu chodzi i czy takie zachowanie mu się opłaca. Niekiedy decyduję się na modyfikację danego ćwiczenia, ale w taki sposób, aby mimo wszystko zostało ono wykonane. Rozumiem, że kłopot, a nawet nieumiejętność wykonania jakiegoś zadania jest frustrująca.  Jakże często my dorośli nie potrafimy okiełznać swoich emocji w sytuacji stresowej, a wymagamy tego od dzieci ... Trzeba im non stop

Czy tablet czegoś uczy?

Dzisiaj rano natknęłam się na wywiad w telewizji śniadaniowej "Dlaczego dzieci coraz później i gorzej mówią?" . Rzucił mi się w oczy komentarz wysłany przez pewną Panią: "Gry na tablecie nauczyły mojego synka podstawowego angielskiego" - i tak sobie myślę jak to jest. Przede wszystkim zastanawiam się, w jakim wieku jest maluch - nie mam pewności, ale śmiem podejrzewać, że ok. 3 lat. Ten mały człowiek nie powinien jeszcze używać takich zabawek! Podejrzewam, że nie do końca potrafi prawidłowo chwycić kredkę, ale obsługa tabletu idzie mu jak po maśle. O ile przyjemniej by było, gdybyś to Ty Droga Mamo nauczyła tego swoje dziecko? Czy to, czego "nauczył" je tablet będzie trwałe? Czy będzie miało przełożenie na rzeczywistość? Tablet to przede wszystkim miliony pikseli, światełka, ikonki, szybko przesuwające i zmieniające się obrazy i dźwięki. Mózg małego dziecka nie jest na to przygotowany! Układ nerwowy cały czas jeszcze się kształtuje, więc na logikę: je

Samodzielne ćwiczenia w domu

- I jak? Udało się poćwiczyć? - No tak, trochę tak. - Super! A z kim ćwiczyłaś? - Trochę sama, bo rodzice nie mieli czasu... Nie powiem, że często słyszę to od dzieci, ale raz na jakiś czas przychodzi na zajęcia taki absztyfikant i mówi coś takiego. Zawsze cieszę się, jeśli dzieci mówią, że udało się cokolwiek poćwiczyć, ale biorąc pod uwagę wiek większości moich podopiecznych (przedział 6-8 lat) mam obawy co do jakości tych samodzielnych ćwiczeń. Jeśli chcemy, aby terapia logopedyczna przyniosła oczekiwane rezultaty, rodzice dzieci muszą z nami współpracować. Oczywiście, możemy ćwiczyć tylko w gabinecie, ale bez wsparcia innych terapia będzie trwała znacznie dłużej. Niektóre dzieci mogą wyrównać swoje braki, ale będą i takie, które nie będą w stanie tego zrobić, skoro ćwiczenia nie są kontynuowane w domu. Spotkałam na swojej drodze różnych rodziców. Byli tacy, którzy zapierali się, że ćwiczą, chociaż dziecko mówiło do mnie coś innego; niektórzy przyznawali, że mają pro

Jak zapobiegać wadom wymowy?

Tak wielu rodziców zastanawia się, dlaczego ich dzieci borykają się z rozmaitymi problemami komunikacyjnymi i artykulacyjnymi. Często boją się wizyty u logopedy oraz przebiegu samej terapii. Po części to rozumiem. Zajęcia bywają stresujące; niemożność wymówienia wyrazów we właściwy sposób, trudności z ułożeniem artykulatorów i wiele innych mogą powodować frustrację u dzieciaków. Jak zatem działać już od najmłodszych lat, aby do minimum zredukować zagrożenie wystąpienia wad wymowy? 1. Kiedy pojawia się nowy członek rodziny, wszyscy chcą dzieciątko "ojojać", a co za tym idzie, mówią do niego tzw. językiem nianiek/matek. Wiem, że osobiście do swojego maleństwa będę mówić poprawną polszczyzną, dlaczego? Bo zanim dziecko zacznie mówić, to słucha i obserwuje buzię swojego opiekuna. Jeśli są to złe wzorce istnieje ryzyko, że samo nauczy się mówić właśnie tak, jak do niego mówiono. Zatem starajcie się mówić do malucha normalnie, bez deformowania słów, czy specjalnego przekrę

Ćwiczenia pamięci podczas terapii zaburzeń mowy

Po co ćwiczymy pamięć słuchową i wzrokową, skoro jesteśmy specjalistami od zaburzeń mowy? Odpowiedź jest bardzo prosta! Mowa ściśle wiąże się z rozwojem wszystkich funkcji poznawczych, a pamięć jest jedną z nich. Już dawno, dawno temu Aleksander Łuria wyróżnił sześć głównych czynników (każdy wiąże się z innym obszarem półkuli dominującej), które warunkują prawidłowy przebieg czynności mowy: gnozja somestetyczna – analiza i synteza doznań czuciowych od narządów artykulacyjnych do wieczka ciemieniowego, synteza sekwencyjna – warunkująca płynne wykonanie ciągu ruchów narządów artykulacyjnych przy wypowiadaniu słów i ich szeregów, związana z ośrodkiem Broca, mowa wewnętrzna – niezbędna do tworzenia rozwiniętych wypowiedzi słownych; zjawisko to związane jest z okolicą płata czołowego położoną ku przodowi od okolicy Broca, słuch fonematyczny (ja używam określenia 'słuch fonemowy') – umiejętność różnicowania dźwięków mowy, ich analizy i syntezy – stanowi niezbędny w

Kiedy dziecko chce skrócić zajęcia...

W swojej praktyce logopedycznej spotkałam maluchy, które próbowały wymusić na mnie wcześniejsze zakończenie zajęć. Zazwyczaj były to dzieci z problemami na tle emocjonalnym, które wiedziały, że w pokoju obok jest mama lub tata. Płacz, a niekiedy krzyk dziecka sugerują rodzicom, że dzieje się coś złego. Trudno się dziwić, że jedna, czy druga mama niczym torpeda wpadały do pokoju, w którym mieliśmy zajęcia, aby sprawdzić o co chodzi. Kiedy zobaczyły, że nie dzieje się nic złego, były już spokojne i w razie "powtórki z rozrywki" zapewne z niewyobrażalnym bólem serca i milionem scenariuszy, które kłębiły się w mózgu biednej mamy, pozostawały "w swoim pokoju" do czasu zakończenia zajęć; ale nie przez dziecko, tylko przez terapeutę! Taka mama to mądra mama, to mama skarb, która wie, że owa konsekwencja sprawi, że wychowa dobrego i mądrego młodzieńca, który będzie czuł się przez rodziców kochany, a jednocześnie będzie wiedział, że każdy ma jakieś swoje obowiązki. Taka p

Utrwalanie prawidłowej wymowy w mowie spontanicznej

Często bywa tak, że w gabinecie uda nam się wywołać daną głoskę; w nagłosie, śródgłosie, wygłosie. Pojawiają się nawet prawidłowe realizacje wyrazów, zdań, ale po zajęciach maluch dalej mówi "po swojemu". To wcale nie oznacza, że robimy coś źle, że nie umiemy nauczyć! Spontaniczne realizacje to zawsze najtrudniejszy i najdłuższy element terapii.  Co możemy z tym zrobić? Na pewno robić dalej swoje. Sam fakt, że dana głoska "wskoczyła" to już sukces, ale trzeba wieeeluuu powtórzeń, aby prawidłowy nawyk się utrwalił. To trochę, jak z nauką różnych umiejętności, np. gry na instrumencie. Na początku nie wychodzi nic. Stopniowo uczymy się nut, ich odczytywania, aż w końcu próbujemy wydobyć z danego instrumentu dźwięk. Możemy pominąć naukę nut (w logopedycznym rozumieniu ćwiczenia przygotowujące do prawidłowej realizacji danej głoski), ale nie mamy pewności, czy granie ze słuchu zawsze wystarczy (logopedycznie: możemy nauczyć się prawidłowo realizować daną głoskę

Jak logopeda powinien rozmawiać z rodzicami dzieci?

Efektywna terapia to taka, w której terapeuta i rodzice dziecka współpracują ze sobą i mają kontakt na bieżąco. Rozmowa z rodzicem to często stresujący element naszej pracy. Jak rozmawiać z opiekunami naszych pacjentów? 1. Przede wszystkim trzeba być pewnym swoich racji i wiedzy. Dotyczy to szczególnie młodych terapeutów, którzy są świeżo po studiach lub po prostu pierwszy raz mają styczność z dzieckiem z konkretnym zaburzeniem, wcześniej "widzieli" takiego pacjenta tylko w teorii. Mówmy o tym, co wiemy i jesteśmy w stanie zdiagnozować. Nie "mądrujmy się", bo po co? 2. Jeśli nie mamy pomysłu ma terapię lub przypadek, z którym się stykamy, bądźmy z rodzicami szczerzy. To trudna i indywidualna decyzja. Dla prywatnego gabinetu oznacza stratę pacjenta, ale może też wzbudzić pozytywne ludzkie emocje. Osobiście uważam, że uczciwość zawsze popłaca i sama lubię, kiedy lekarze specjaliści mówią, jak jest. 3. Początek rozmowy jest zawsze najważniejszy, najpier

O terapeutycznym wpływie zwierzaków

Któż z nas nie lubi zwierzaków? Kto jako dziecko nie chciał mieć w domu psa, kota, chomika, albo chociaż rybki? Myślę, że takich osób jest niewiele. Z jednej strony zwierzątko to obowiązek, oczywiście! Trzeba je nakarmić, sprzątać po nim, pogłaskać; krótko mówiąc: trzeba mu poświęcić swój CZAS. A czas, to coś, czego współczesnemu człowiekowi non stop brakuje. Z jednej strony teraz, jako dorosła osoba, doskonale rozumiem, dlaczego rodzice tak bardzo nie chcieli zgodzić się w domu na psa. Wiadomo, kto musiałby z nim rano wychodzić... ;-) Z drugiej jestem im bardzo wdzięczna, że godzili się na rybki, chomiki i kanarki i ta decyzja jest całkowicie uzasadniona - te stworzonka też wymagały opieki, ale nie były aż tak absorbujące, jak pies. Rybki na pewno działały uspokajająco, złota welonka zachwycała pięknym ogonem, rozwijała moją wyobraźnię, w pewnym sensie też słownictwo (pamiętam swoje wypracowanie o Złotku :-)) Chomik Stefan był mało milusińskim zwierzątkiem, zawsze nas podgry