Przejdź do głównej zawartości

Badanie logopedyczne w warunkach szkolnych

Dzisiaj postanowiłam opowiedzieć Wam, jak diagnozuję dzieci w swojej szkole. Wszystko zależy od dwóch czynników: warunków lokalowych oraz czasu, jakim dysponujemy. Początkowo nie miałam swojego gabinetu, co znacznie utrudniało mi wszelkie działania, teraz mam swój pokój i jest o niebo lepiej! Drodzy logopedzi, naprawdę warto o to zawalczyć 😊

Z początkiem roku szkolnego wybieram się na wizytację do klas pierwszych, obserwuję dzieci podczas zajęć dydaktycznych i w świetlicy. Podpytuję pedagogów o konkretne maluchy, ale również pytam, czy sami zdążyli już coś zaobserwować. Ta współpraca z innymi nauczycielami jest niezwykle cenna! Ważna jest każda wskazówka; i chociaż skupiam się głównie na języku, to uwaga dotycząca konfliktowości, czy wycofania dziecka jest dla mnie bardzo istotna. Często proszę nauczycieli o zainicjowanie jakiejś aktywności, w której będę mogła przysłuchać się krótkim wypowiedziom uczniów; najlepiej, jeśli są to miłe wspomnienia i tematy, gdzie nie trzeba będzie ciągnąć dzieci za język, często przysłuchuję się wypowiedziom na temat minionych wakacji. Z takiej relacji ucznia mogę już sporo wywnioskować. W razie wątpliwości lub jeśli czas mi na to pozwala zapraszam konkretne osoby do gabinetu (niektórych usiłuję "złapać" kilka razy, bo nie wolno mi zabierać dzieci z lekcji, czekam zatem na moment, kiedy dziecko będzie już w świetlicy i wtedy kombinuję, żeby nie kolidowało to z obiadem lub innymi zajęciami dodatkowymi).
Co robimy na spotkaniu w gabinecie? Przede wszystkim staram się poznać dziecko. Zawsze o czymś rozmawiamy, jedni opowiadają chętnie, innych trzeba jakoś specjalnie zmotywować i zdobyć ich zaufanie. Często pomagają pacynki, klocki, książeczki i inne materiały pomocnicze (podczas układania z pozoru błahych klocków obserwuję ewentualne trudności w sferze motorycznej i manualnej ale również z przetwarzaniem informacji). Zapisuję (jak kura pazurem, bo chcąc zapisać ładnie potrzebuję więcej czasu😜) z czym uczeń ma problem, konkretne przykłady błędnych realizacji, czasami ciekawe powiedzonka. Zaglądam również do buzi (jeśli jest to możliwe), żeby sprawdzić ogólny stan ząbków i wędzidełko; czasami wykonujemy krótkie ćwiczenia motoryki narządów artykulacyjnych, jeśli w wymowie dziecka zauważyłam np. problem z pionizacją języka; ewentualna niemożność wykonania danego ruchu rozjaśnia mi sprawę.
Te wszystkie działania w gabinecie trwają ok. 15 minut - tak, muszę działać sprawnie, bo czasu jest niewiele, a dzieci sporo. Często prawdziwej diagnozy dokonuję już podczas terapii, wtedy mam więcej czasu i więcej okazji, aby zaobserwować rozmaite problemy w spontanicznych sytuacjach. Wszyscy chcą, aby zajęcia jak najszybciej ruszyły, dlatego przez pierwszy miesiąc nowego roku szkolnego biegam jak szalona po szkole i "diagnozuję". To taki mój darmowy fitness 😛
Po wyłonieniu kandydatów do terapii, wklejamy do ich dzienniczków zgody na zajęcia logopedyczne na terenie szkoły, rodzice muszą je podpisać. Kolejno informuję o ustalonym terminie zajęć dla dziecka i zaczynamy pracę. Jeśli termin komuś nie odpowiada, grzecznie proszę, aby spróbował wymienić się z jakąś inną osobą. Początkowo bałam się, że będzie spore zamieszanie, jeśli połowie osób nie będzie odpowiadał termin, ale w efekcie okazało się, że są to naprawdę pojedyncze przypadki i bardzo szybko udało się ustalić inny dogodny. Niekiedy była potrzebna moja interwencja, ale raczej rodzice dogadują się sami między sobą. I później pracujemy. Każdy ma zajęcia raz w tygodniu po 30 minut indywidualnie, niektórzy  ("lżejsze przypadki") raz na dwa tygodnie. Po skończonych zapisach dla pierwszaków, umieszczam w harmonogramie dzieci, z którymi miałam do czynienia w poprzednim roku. Tak kombinuję, aby każdy był zadowolony oraz aby jak najwięcej dzieci mogło skorzystać z mojej pomocy.

W tytule posta pojawiło się stwierdzenie "badanie logopedyczne". Ktoś mógłby powiedzieć, że mało w tych moich działaniach czystej logopedii. Działam wieloaspektowo, elastycznie i dynamicznie. Aby ruszyć rzeczy stricte logopedyczne, trzeba najpierw podejść dziecko, zachęcić, zyskać jego sympatię i zaufanie; dopiero wtedy zaczyna się czysta logopedia. Tak to wygląda u mnie 😉

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zapobiegać wadom wymowy?

Tak wielu rodziców zastanawia się, dlaczego ich dzieci borykają się z rozmaitymi problemami komunikacyjnymi i artykulacyjnymi. Często boją się wizyty u logopedy oraz przebiegu samej terapii. Po części to rozumiem. Zajęcia bywają stresujące; niemożność wymówienia wyrazów we właściwy sposób, trudności z ułożeniem artykulatorów i wiele innych mogą powodować frustrację u dzieciaków. Jak zatem działać już od najmłodszych lat, aby do minimum zredukować zagrożenie wystąpienia wad wymowy? 1. Kiedy pojawia się nowy członek rodziny, wszyscy chcą dzieciątko "ojojać", a co za tym idzie, mówią do niego tzw. językiem nianiek/matek. Wiem, że osobiście do swojego maleństwa będę mówić poprawną polszczyzną, dlaczego? Bo zanim dziecko zacznie mówić, to słucha i obserwuje buzię swojego opiekuna. Jeśli są to złe wzorce istnieje ryzyko, że samo nauczy się mówić właśnie tak, jak do niego mówiono. Zatem starajcie się mówić do malucha normalnie, bez deformowania słów, czy specjalnego przekrę

Utrwalanie prawidłowej wymowy w mowie spontanicznej

Często bywa tak, że w gabinecie uda nam się wywołać daną głoskę; w nagłosie, śródgłosie, wygłosie. Pojawiają się nawet prawidłowe realizacje wyrazów, zdań, ale po zajęciach maluch dalej mówi "po swojemu". To wcale nie oznacza, że robimy coś źle, że nie umiemy nauczyć! Spontaniczne realizacje to zawsze najtrudniejszy i najdłuższy element terapii.  Co możemy z tym zrobić? Na pewno robić dalej swoje. Sam fakt, że dana głoska "wskoczyła" to już sukces, ale trzeba wieeeluuu powtórzeń, aby prawidłowy nawyk się utrwalił. To trochę, jak z nauką różnych umiejętności, np. gry na instrumencie. Na początku nie wychodzi nic. Stopniowo uczymy się nut, ich odczytywania, aż w końcu próbujemy wydobyć z danego instrumentu dźwięk. Możemy pominąć naukę nut (w logopedycznym rozumieniu ćwiczenia przygotowujące do prawidłowej realizacji danej głoski), ale nie mamy pewności, czy granie ze słuchu zawsze wystarczy (logopedycznie: możemy nauczyć się prawidłowo realizować daną głoskę

Czy leworęczność to powód do zmartwień?

Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie zaniepokojona koleżanka. Pani w przedszkolu powiedziała jej, że dominacja lewej ręki u dziecka będzie miała straszne skutki w przyszłości i że natychmiast trzeba coś z tym zrobić. Przede wszystkim trzeba zachować spokój, spojrzeć na dziecko wieloaspektowo (pod kątem tego, co już zostało wypracowane, czy w domu są wykonywane jakieś ćwiczenia) i nie straszyć biednych rodziców! Jeśli dziecko wybrało lewą rękę, jako dominującą, trzeba je w tym wspierać, nie można pozwalać na używanie rąk na zmianę lub obydwu jednocześnie. Ważne jest jednak, aby nie przestawiać dziecka z lewej ręki na prawą! Do skutków leworęczności zaliczymy na pewno opóźnienia w sferze manualnej. Ruchy mogą być nieprecyzyjne, nieporadne, dziecko może być niechętne do wykonywania zadań manualnych, problematyczne może się okazać posługiwanie narzędziami (może, ale nie musi!). Podczas nauki pisania często spotykanym problemem jest odwracanie kierunku stawiania znaków. Prawdopodo